Strona główna

środa, 28 września 2016

Rozdział III

Wbiegłam do domu i przeskakując po dwa schody dotarłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i zakryłam twarz dłońmi. Szlochałam spazmatycznie, nie mogąc złapać powietrza.
Dlaczego mi to zrobił? Czy to była jakaś gra? Jeżeli tak, wiedziałam tylko, że na pewno nie chcę w nią grać.
Usłyszałam dzwonek telefonu i nagle zalała mnie fala nienawiści do całego świata. Niewiele myśląc wyjęłam komórkę z torebki i z całej siły rzuciłam nią o ścianę. Przez łzy zobaczyłam, jak mój ukochany telefon roztrzaskuje się. Zaszlochałam jeszcze głośniej. Czułam słony smak łez na języku.
Otarłam oczy i powoli wstałam, kierując się do łazienki.
Popatrzyłam w lustro i ujrzałam dziewczynę podobną do mnie, ale to zdecydowanie nie byłam JA. Bo JA zawsze się uśmiechałam. A osoba w lustrze miała zapuchnięte oczy, nabrzmiałe i zaczerwienione wargi, a na policzkach rozmazany tusz do rzęs, który mieszał się ze łzami. Umyłam szybko twarz i przebrałam się w piżamę.
Chociaż była dopiero dziewiętnasta, weszłam do łóżka i otuliłam się szczelnie kołdrą. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie scenę naszego pocałunku. Ciepłe wargi Heatha, moje ciało wtulone w jego tors skryty pod koszulką i dłonie czule obejmujące mnie w talii.
Przecież jeszcze w podstawówce przysięgaliśmy, że nigdy nie zakochamy się w sobie. Do tej pory dotrzymywałam obietnicy i myślałam, że on też. Jednak najwyraźniej się myliłam.  
I to bolało bardziej, niż byłam w stanie sobie wyobrazić.
Świadomość, że Heath wyjeżdża sprawiała, że czułam się jeszcze bardziej zraniona i oszukana. Kolejna łza kapnęła na poduszkę. Pociągnęłam nosem i przewróciłam się na drugi bok. Zorientowałam się, że nie wiem nawet, kiedy mój przyjaciel – jeżeli tak mogę go nazwać – wyjeżdża.
Przez moment miałam wyrzuty sumienia, że go o to nie spytałam, ale za chwilę wyrzuciłam te myśli z głowy. Przecież i tak nie pójdę się z nim pożegnać. Zacisnęłam mocniej powieki i zasnęłam ze łzami na policzkach.
              Obudziło mnie światło  wpadające do pokoju przez niedosunięte rolety. Odruchowo sięgnęłam po telefon w celu sprawdzenia godziny, lecz spostrzegłam, że nie leży on na mojej szafce nocnej. Przeniosłam wzrok na podłogę i zobaczyłam porozrzucane po niej części komórki.
Wróciły wspomnienia ostatniego dnia. Poczułam piekące oczy, lecz zamknęłam je, nie chcąc znów płakać. Wstałam z łóżka i zeszłam do kuchni.
Na stole zauważyłam malutką karteczkę. Wzięłam ją do ręki i przeczytałam jedno krótkie zdanie: „Nie zapomnij o śniadaniu dla kotów. Mama”. Westchnęłam i wzięłam z lodówki karton mleka. Otworzyłam drzwi i nie dbając o to, że ubrana jestem w szare spodenki i koszulkę z Myszką Mickey, wyszłam na zewnątrz.
Postawiłam miseczkę na schodach i nalałam do niej mleka. Ciche „kici, kici” wystarczyło, aby przybiegły do mnie dwa czarno-białe kociaki. W paręnaście sekund wypiły wszystko i teraz spoglądały na mnie swoimi zielonymi, bystrymi ślepiami. Położyłam sobie obydwa na kolanach i poczęłam głaskać je i drapać za uszkami, na co odpowiadały cichym mruczeniem.
- Chciałabym być kotem i chodzić swoimi ścieżkami – powiedziałam do siebie – A moim największym problemem byłoby zdobycie jedzenia, ewentualnie wychłeptanie mleka z miski bez wpadnięcia do niej.
- Ja chciałbym być psem – Podskoczyłam, słysząc czyjś głos, a koty zeskoczyły z moich kolan, prychając. Nie musiałam nawet podnosić głowy, żeby wiedzieć, kto wypowiedział te słowa. Wstałam i już zamierzałam wejść z powrotem do domu, jednak przytrzymała mnie silna dłoń. Podniosłam głowę i ujrzałam przed sobą Heatha. – Psy są wierne. I to najlepsi przyjaciele. – Po tych słowach spuścił wzrok i przez chwilę nawet chciałam mu wybaczyć, jednak zaraz się opamiętałam.
- Czy ty kiedykolwiek byłeś moim przyjacielem? Co ty sobie wyobrażałeś, całując mnie? Ufałam ci. – Z rozmysłem zaakcentowałam ostatnie słowa i użyty w nich czas przeszły. Heath puścił moją rękę i zobaczyłam, jak zaciska dłonie w pięści. Miałam świadomość, jak te słowa mogły go zaboleć, więc nie czekając, aż zacznę płakać i rzucę mu się w ramiona, weszłam do domu.
Oparłam się o ścianę i oddychałam głęboko. Przez okno na korytarzu zobaczyłam, że Heath z opuszczoną głową i rękami w kieszeniach idzie w stronę furtki. Po moim policzku po raz pierwszy tego dnia spłynęła łza. Zagryzłam wargę i załkałam. Osunęłam się i teraz siedziałam na podłodze ukrywając twarz w dłoniach. Nawet nie zauważyłam, kiedy do domu weszła mama.
- Córeczko, co się stało? – zapytała, po czym uklęknęła przy mnie i objęła mnie mocno.
- Nic, mamo, wszystko w porządku – odpowiedziałam szybko, odwzajemniając uścisk i ukradkiem ocierając łzy.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. Mi możesz wszystko powiedzieć. – Spojrzała mi w oczy i zobaczyłam, że się o mnie martwi.
- Pokłóciłam się z Heathem, ale na razie nie chcę o tym rozmawiać – wyszeptałam i odwróciłam wzrok.
- To dlatego był taki smutny… - Widząc moje uniesione brwi, dodała – Minęłam się z nim w bramie. Dał mi to. – Mama podała mi złożoną w pół kartkę w kratkę. Spojrzałam na nią i skrzyżowałam ręce na piersiach, pokazując w ten sposób, że nie przeczytam wiadomości. Mama westchnęła i położyła karteczkę obok mnie.
- Pamiętaj, ze zawsze możesz ze mną pogadać. – Mówiąc to, pogładziła mnie po policzku, a następnie podniosła się i poszła do kuchni. Siedziałam z założonymi rękami jeszcze przez parę minut, co jakiś czas zerkając na liścik, mając nadzieję, że może jakimś cudem uda mi się go prześwietlić i przeczytać. Kiedy nic takiego się nie stało, upewniłam się, że mama mnie nie widzi, wzięłam kartkę i popędziłam do swojego pokoju.
Usiadłam na łóżku i rozłożyłam ją. Ujrzałam staranne pismo Heatha. Zaczęłam czytać. „Nie chciałem Cię zranić. Ten pocałunek nie był zamierzony. Nie powiem, że nic dla mnie nie znaczył, bo to nie byłoby prawdą. Rozumiem, że nie chcesz się ze mną wiązać. Chciałbym tylko, żebyś dała mi szansę. Wyjeżdżam dziś w nocy, ale zrobię wszystko, żeby zostać. Jeżeli będę musiał, ucieknę z domu. Kocham Cię”. Patrzyłam jeszcze przez chwilę na kartkę trzymaną w dłoniach i nie mogłam dojść do siebie.
- Co za idiota – powiedziałam, rozrywając liścik na malutkie kawałeczki. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby przeze mnie uciekał z domu. Nie, nie zrobi tego. A może jednak? Nie wiedziałam, czy się na to odważy, ale byłam pewna, że jeżeli ucieknie, pierwszą osobą, u której będą go szukać, będę ja. Chciałam napisać do niego wiadomość, jednak uświadomiłam sobie, że mój telefon leży roztrzaskany.
Zeszłam na dół i usiadłam obok mamy na kanapie. Oglądała właśnie wiadomości, w których starsza kobieta drżącym głosem opowiadała o katastrofie pociągu.
- Mamo? – zaczęłam.
- O co chodzi? – Mama oderwała wzrok od telewizora i spojrzała na mnie.
- Mogłabyś pożyczyć mi na chwilę telefon? – zapytałam nieśmiało.
- A co stało się z twoim?
- No… przez przypadek… ja… - jąkałam się, nie wiedząc, jak o tym opowiedzieć.
- Andill, co się z nim stało? – Mama była już wyraźnie zdenerwowana.
- Rozbił się – odpowiedziałam i opuściłam głowę.
- Sam się rozbił?
- Nie… wczoraj, po kłótni z Heathem, dzwonił do mnie, a ja nie chciałam z nim rozmawiać. No i rzuciłam tym telefonem. – Czułam, jak pieką mnie policzki i nie miałam odwagi spojrzeć mamie w oczy, wiedząc, że zaraz zacznie na mnie krzyczeć i dostanę szlaban. Ona tym czasem zrobiła coś, czego się nie spodziewałam.
- Kochanie, nie wiem, o co się pokłóciliście, ale powinnaś z nim porozmawiać. – Otwarłam szeroko oczy i popatrzyłam na nią. Nagle zrozumiałam, że moja mama jest jedyną osobą, która mnie zrozumie i której mogę powiedzieć wszystko. Tak też zrobiłam i zaczęłam mówić, zaczynając od dnia, w którym Heath przyszedł do mnie po długim czasie. Zataiłam tylko treść wiadomości od chłopaka, oznajmiając, że po prostu zdecydowałam się z nim porozmawiać.
Mama przytuliła mnie mocno i przez chwilę razem milczałyśmy. Po chwili mama podała mi swoją komórkę.
- Porozmawiajcie i wyjaśnijcie sobie wszystko. Skoro Heath wyjeżdża, to może być ostatnia szansa, przecież nie chcecie rozstać się w niezgodzie na tak długi czas. Mam nadzieję, że postąpisz rozsądnie. – Ucałowała mnie w czubek głowy i wróciła do oglądania wiadomości. Wzięłam telefon i mając w głowie słowa mamy, poszłam na górę. Wbiłam znany na pamięć numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach usłyszałam głos Heatha.
- Halo?
- Cześć, Heath – przywitałam się cicho.
- Andill! Tak się cieszę, że zadzwoniłaś! – Słysząc ten entuzjazm w jego głosie, mogłam sobie niemal wyobrazić jego roześmianą twarz, gdy zorientował się, kto dzwoni. Na tą myśl sama się uśmiechnęłam.
- Przeczytałam wiadomość. Nie możesz uciec – powiedziałam poważnym tonem.
- Niby dlaczego? Chcę zostać z tobą i zrobię wszystko, żeby tak było – stanowczo odparł Heath.
- To nieodpowiedzialne! Pomyślałeś choć przez chwilę o swoich rodzicach? Oni chcą dla ciebie dobrze, a ty chcesz im zrobić coś takiego? – zaczęłam podnosić głos i tracić nad sobą panowanie.
- Posłuchaj, nie mam zamiaru nigdzie wyjeżdżać. A już na pewno nie na tak długi czas. Andill… a może ty nie chcesz, żebym został? – Wyczułam w jego głosie strach i wahanie.
- Teraz nie chodzi o to. Po prostu nie możesz tego zrobić, rozumiesz? Martwię się o ciebie. Do usłyszenia. – Rozłączyłam się, nim zdążył odpowiedzieć.  
Odłożyłam telefon mamy na szafkę, opadłam na łóżko i zamknęłam oczy.
Dochodziła dwudziesta, za oknem było jeszcze dość widno, jak na połowę lipca przystało. Zwinęłam się w kłębek i objęłam kolana rękoma. Miałam nadzieję, że Heath przemyśli tę sprawę i nie okaże się na tyle niedojrzały i głupi, żeby uciekać z domu.             Pamiętam, jak kiedyś razem planowaliśmy ucieczkę, ale to było tylko dziecinne gadanie jeszcze w szkole podstawowej.
Teraz starszy i bardziej odpowiedzialny Heath znów chce to zrobić.
Dla mnie.
Czy ja odważyłabym się na coś takiego dla niego? Nie sądzę, biorąc pod uwagę, że moja samotnie wychowująca mnie matka dostałaby chyba zawału, gdyby okazało się, że uciekłam. Nie chciałam nawet o tym myśleć.
Nakryłam głowę poduszką, żeby nie słyszeć odgłosu telewizora dobiegającego z salonu i zacisnęłam mocniej zmęczone powieki.

Powoli odpływałam do krainy snu.

poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział II

Wzięłam komórkę do ręki i odczytałam wiadomość, którą przysłał mi Heath. Chciał się ze mną spotkać, więc w odpowiedzi szybko wystukałam proste „za pół godziny u mnie”.
Z Heathem znaliśmy się odkąd pamiętam. Mieszkał niedaleko mnie i chodził ze mną do przedszkola i podstawówki. W gimnazjum nasze drogi się rozeszły, ale to nie przeszkadzało nam w spotykaniu się. Wtedy zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej, ponieważ w nowej szkole trafiłam na niezbyt przyjaznych i chętnych do nawiązywania nowych znajomości ludzi.
Codziennie po lekcjach chodziliśmy z Heathem do parku, czy nad jeziorko.
Nie, nigdy nie byliśmy parą, po prostu najlepszymi przyjaciółmi. I zawsze mi to odpowiadało. Teraz, kiedy chłopak chciał się ze mną spotkać, cieszyłam się, bo nie widzieliśmy się od ponad dwóch tygodni i stęskniłam się za nim i naszymi szczerymi rozmowami. Tylko jemu mogłam powiedzieć o wszystkim. Był moim jedynym prawdziwym przyjacielem.
                    Posprzątałam szybko pokój i zeszłam na dół, żeby poczekać na Heatha. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, zerwałam się szybko i pobiegłam je otworzyć.
Moim oczom ukazał się wysoki chłopak o blond włosach i roześmianych, niebieskich oczach. Ubrany był luzacko, lecz schludnie. Szara koszula idealnie pasowała do przetartych, jasnych dżinsów i czerwonych trampek. Dołeczki w policzkach zrobiły się bardziej wyraźne, kiedy się do mnie uśmiechnął. Rzuciłam mu się na szyję i objęłam mocno. Odwzajemnił uścisk i przez chwilę poczułam się, jakbym znów była małą dziewczynką.
                    Wypuścił mnie ze swoich objęć.
- Tęskniłem za tobą – powiedział, nie przestając się uśmiechać.
- Ja za tobą też, nawet nie wiesz jak bardzo. – Uświadomiłam sobie, że stoimy w drzwiach, więc natychmiast przesunęłam się i wykonałam ręką zapraszający gest do środka. – Wejdź.
                    Nalałam nam soku pomarańczowego do szklanek i poszliśmy na górę. Rozmawialiśmy o głupotach śmiejąc się do rozpuku. Nagle przypomniałam sobie o dręczących mnie obawach i spoważniałam.
- Heath, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam niepewnie. Chłopak popatrzył na mnie wyczekująco. W jego oczach dostrzegłam troskę i to upewniło mnie w przekonaniu, że jemu mogę wyznać wszystko i to właśnie on mnie zrozumie. Opowiedziałam mu o śnie, a potem o incydentach z wodą i książką.
Przez chwilę nie odzywał się i zaczęłam się bać, że zaraz wybuchnie śmiechem i powie mi, że zwariowałam. On tymczasem wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Wiesz, kiedyś czytałem o boginiach obdarzających swoje wybrane dzieci mocami. Może jesteś jednym z nich – wyszeptał, po czym jego kąciki zaczęły drżeć i nagle głośno się roześmiał, opadając na łóżko. Rzuciłam się na niego i przycisnęłam poduszką. Jego śmiech rozlegał się echem po pokoju, ale widząc moją skwaszoną minę, natychmiast spoważniał i usiadł naprzeciw mnie.
- Posłuchaj. Nie sądzę, żeby te zdarzenia miały jakieś znaczenie. Po prostu przez sen coś ci się uroiło. Pomyśl o tym na spokojnie, a zobaczysz, że tak naprawdę nie masz się czym przejmować. – Pogłaskał mnie po policzku i pomyślałam, że może ma rację. Przez ten sen wszystko zaczęło wydawać mi się podejrzane i dziwne. – Ufasz mi? – zapytał cicho.
- Ufam – odpowiedziałam patrząc mu w oczy. Nagle usłyszeliśmy dźwięk wiadomości. Heath wyjął telefon z kieszeni i popatrzył na niego, po czym westchnął.
- Muszę wracać do domu. Rodzice mają jakąś pilną sprawę i chcą ze mną porozmawiać. – Wstał i pociągnął mnie za rękę.
- Jasne, idź – powiedziałam z udawanym uśmiechem, bo tak naprawdę zrobiło mi się przykro, że zostawia mnie tutaj samą. Zeszliśmy po schodach i stanęliśmy przy drzwiach.
- Nie przejmuj się tym. – Heath położył mi ręce na ramionach. – Wpadnę jutro. Do zobaczenia. – Dał mi szybkiego buziaka w policzek i wybiegł z mojego domu.
                    Oparłam się o drzwi i zamknęłam oczy. Czułam się przytłoczona i samotna. Nie wiem, ile czasu tak siedziałam, ale z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu dobowego. Poszłam odebrać z nadzieją, że może ktoś jeszcze zechce umilić mi ten dzień, jednak okazało się, że to kolejna zdesperowana kobieta pragnąca za wszelką cenę wcisnąć ludziom jakieś badziewie. Odłożyłam słuchawkę z westchnieniem.
Popatrzyłam na zegar i z niepokojem stwierdziłam, że mama wraca z pracy za godzinę, a dom wygląda, jakby przeszedł po nim huragan. Pobiegłam do kuchni i wpakowałam wszystkie brudne naczynia do zmywarki, po czym szybko odkurzyłam dywany. Zdążyłam jeszcze pobieżnie zetrzeć kurze na pianinie i szafkach, kiedy w drzwiach stanęła mama.
Popatrzyła na mnie i miałam wrażenie, że przeszywa mnie na wylot swoim groźnym wzrokiem.
- Myszko, jak tu czysto! – Nagle mama podbiegła do mnie i uściskała bardzo mocno. Odetchnęłam z ulgą i odwzajemniłam uścisk.
- Starałam się – powiedziałam z uśmiechem, kiedy już wypuściła mnie ze swoich objęć.
- Nawet nie wiesz, jaką radość mi sprawiłaś. Kochana jesteś. – Mówiąc to, pogładziła mnie po policzku. – Pomożesz mi rozpakować zakupy?
- Jasne – odpowiedziałam i powlokłam się do przedpokoju, aby wziąć do ręki reklamówkę.

***

                    Położyłam się wygodnie na łóżku. Za oknem zaczynało się ściemniać i słyszałam pierwsze odgłosy świerszczy. Zamknęłam oczy i spróbowałam się odprężyć.
Radość, jaką sprawiłam mamie, była również dla mnie wielkim szczęściem. Nareszcie przestałam myśleć o problemach i całym tym zamieszaniu związanym ze snami i tak dalej. Może Heath miał rację? Może faktycznie nie powinnam się przejmować? Chciałam jeszcze pomyśleć, ale mój umysł zdecydowanie domagał się snu i powoli przestawał pracować.
                    Poderwałam się natychmiast, słysząc swoją ulubioną piosenkę ustawioną na dzwonek telefonu. Przejechałam palcem po ekranie, kiedy zobaczyłam, że osoba dobijająca się do mnie to Heath.
- Halo? – powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Andill? Co ty, do cholery, umarłaś, czy jak? Wiesz która godzina? – Heath wydawał się być zdenerwowany. Przetarłam oczy i spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
- O matko, trochę zaspałam. – mruknęłam zdziwiona. Była dziesiąta rano. Z jeszcze większym zdziwieniem spostrzegłam, że przyjaciel dzwonił do mnie trzy razy. Nie słyszałam? Musiałam bardzo głęboko spać.
- Trochę… słuchaj, musimy pogadać, spotkamy się za godzinę w parku? Koło zejścia na plażę.
- Może być – powiedziałam zmieszana. Heath rozłączył się. Przez chwilę trzymałam jeszcze telefon przy uchu. Poczułam znajomy ucisk w żołądku. Coś w głosie chłopaka nie pozwalało mi myśleć, że chce ze mną pogadać o czymś przyjemnym.
Wstałam z łóżka i powlokłam się do łazienki. Umyłam twarz, a włosy rozczesałam i zaplotłam w warkocz. Taka fryzura była dla mnie najwygodniejsza i jednocześnie najlepiej w niej wyglądałam. Potem przyszedł czas na ubrania. Atrakcyjny wygląd zawsze poprawiał mi humor, dlatego zdecydowałam się na zwiewną miętową sukienkę na ramiączkach. Nałożyłam cienką warstwę tuszu do rzęs i pociągnęłam usta błyszczykiem. Tak, zdecydowanie wyglądałam ładnie. Zbiegłam po schodach i ubrałam białe, niskie conversy.
Przejrzałam się w lustrze i uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Trzymając w ręce telefon uświadomiłam sobie, że nie mam gdzie go schować, więc wyjęłam szafy białą torebeczkę. Przewiesiłam ją przez ramię, wrzuciłam do niej telefon i wyszłam z domu.
Stres minął na chwilę, lecz teraz powrócił ze zdwojoną siłą. Zastanawiałam się, co takiego Heath chce mi oznajmić.
Szłam wzdłuż ulicy, by po chwili przejść na przez przejście dla pieszych i udać się w stronę parku. Czułam na sobie spojrzenia męskiej części przechodniów i pochlebiało mi to, jednak nie byłam teraz w stanie ani nastroju do wdzięczenia się do nich. Szłam z podniesioną głową, nie obdarzając spojrzeniem nikogo, a już na pewno nie facetów.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w umówionym miejscu, więc nie przeszłam przez park, lecz obeszłam go z jednej strony. W ten sposób już po paru minutach dotarłam do schodków prowadzących na plażę. Z tej perspektywy bardzo dobrze widziałam jeziorko, w którym jak zwykle o tej porze roku kąpało się mnóstwo mniejszych i większych dzieci.
Odwróciłam głowę i ujrzałam Heatha. Szedł w moją stronę, trzymając dłonie w kieszeniach jasnych spodni. Założył do nich koszulkę w czarno-białe paski i białe adidasy. Jak zwykle byłam zauroczona jego wyglądem. Według mnie powinien zostać modelem, ale on twierdził uparcie, że to zajęcie dla gejów.
- Cześć, Pikachu – przywitał się z uśmiechem na ustach i dał mi buziaka w policzek. – Ładnie wyglądasz.
- Ty też. Nawet więcej, niż ładnie. – Nagle stres minął i doszłam do wniosku, że zniosę wszystko, co mi powie. Jestem silna.
- Przejdziemy się? – zaproponował Heath. Uśmiech znikł z jego twarzy i od razu zauważyłam, że jest zdenerwowany. Znów żołądek podszedł mi do gardła. Wielkie dzięki.
- Jasne, chodźmy – odpowiedziałam, siląc się na obojętny ton. Poszliśmy w stronę parku. Przez chwilę panowała cisza, ale bałam się ją przerywać, spodziewając się, że wtedy usłyszę coś strasznego. I nie myliłam się.
- Andill… wczoraj powiedziałem ci, że rodzice chcą ze mną porozmawiać. I tak było. To nie była przyjemna rozmowa… - Szedł z opuszczoną głową i zmarszczonym czołem. – Tata dostał pracę w Niemczech. – przerwał, czekając na moją reakcję. Musiałam przystanąć i oprzeć się o murek, żeby nie upaść. Wiedziałam już, co to oznacza. Mrugałam powiekami usiłując powstrzymać napływające do oczu łzy. W gardle poczułam ogromną gulę.
Usiadłam na murku i zakryłam twarz rękoma. Heath uklęknął przede mną i objął mnie. Położyłam mu głowę na ramieniu i bezgłośnie szlochałam. Chłopak gładził mnie dłońmi po plecach. Nie wiem, czy mi się wydawało, czy on też płakał. – Wyjedziemy na dwa lata, potem będę pełnoletni i wrócę do ciebie, obiecuję. – wyszeptał mi do ucha.
                    Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Oczy szkliły mu się od łez, chociaż starał się to ukryć, mrugając.
- Nie chcę cię stracić, rozumiesz? – powiedziałam trzęsącym się głosem. – Nie chcę… - Poczułam spływające po policzkach łzy i odwróciłam wzrok.
- Nie stracisz mnie. Będziemy dzwonić do siebie, rozmawiać przez Internet. – Heath mówił to takim głosem, jakby chciał przekonać samego siebie, że tak będzie.
- Zapomnisz o mnie. Znajdziesz sobie przyjaciół i nie będziesz miał dla mnie czasu – oskarżyłam przyjaciela, odwracając głowę w jego stronę. Ze zdziwieniem spostrzegłam pierwszą łzę wypływającą z kącika jego oka. Przymknął na chwilę oczy. – Heath, ja… - nie dokończyłam, bo nim się spostrzegłam, poczułam wargi chłopaka na swoich. Były takie ciepłe i słodkie.
Zamknęłam oczy.
Heath objął mnie rękoma i przycisnął do siebie. Nasze usta tańczyły ze sobą i chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie, lecz nagle odzyskałam świadomość i odepchnęłam go od siebie.
Wyglądał na zdziwionego, jednak w ułamku sekundy spuścił wzrok i przygryzł wargę. Przez chwilę popatrzyłam na niego z wściekłością, po czym wstałam i zaczęłam kierować się w stronę ulicy. Usłyszałam, że wstaje i poczułam dłoń zaciskającą się na moim przedramieniu. Szarpnęłam się, lecz to nic nie dało.
- Puść mnie – syknęłam, odwracając się w jego stronę.
- Andill, poczekaj – uścisk zelżał, jednak nie na tyle, bym mogła się wyrwać.
- Nie chcę z tobą rozmawiać. Puść. – Popatrzyłam mu prosto w oczy nienawistnym wzrokiem.
Puścił moją rękę, więc natychmiast zaczęłam biec w przeciwnym kierunku.

- Kocham cię – wyszeptał, lecz już tego nie słyszałam.

sobota, 17 września 2016

Rozdział I

Sny są fajne. Dopóki nad nimi panujesz i w każdej chwili możesz się obudzić. A jeśli chcesz, a nie możesz, to już jest gorzej.
                    Otworzyłam gwałtownie oczy. Podniosłam się powoli i zapaliłam lampkę nocną. Oślepiające światło paliło, wiec musiałam kilka razy przetrzeć oczy. Rozejrzałam się. Na szczęście byłam w swoim pokoju, więc zamknęłam ponownie oczy i pod powiekami znów ujrzałam obraz ze snu.
Walczyłam z wielkim wojskiem, podczas gdy dwoje katów chciało odciąć Heathowi głowę. Nagle poczułam mrowienie w palcach. Gorąco rozeszło się po moim ciele i nie ruszając się z miejsca wyciągnęłam rękę, w której trzymałam różdżkę i skierowałam strumień wody na żołnierzy.
Z walącym sercem pobiegłam do kolegi, a w każdego z katów rzuciłam wodną kulą. Kiedy już byliśmy bezpieczni, Heath popatrzył na mnie zdumionym wzrokiem.
- Andill.. – zaczął, lecz nie dokończył, ponieważ naszym oczom ukazałam się piękna kobieta  w długiej, białej sukni mieniącej się drobinkami brokatu.
- Gratulacje, Andill. – powiedziała aksamitnym głosem – Dobrze zrobiłam, wybierając ciebie.
- Kim pani jest? – zapytałam przestraszona. Poczułam, jak Heath ściska moje ramię.
- Jestem Abuella, honorowa czarodziejka Oxmidu. I pamiętaj – nie lubię, kiedy ktoś zwraca się do mnie tak oficjalnie. Wystarczy, że powiesz do mnie „towarzyszko” lub po prostu „Abuello”. – powiedziała, patrząc mi w oczy.
- Dobrze, Abuello, ale czy możesz mi powiedzieć, o co tu chodzi? – zdążyłam tylko zapytać i obraz zaczął stawać się coraz mniej ostry, aż w końcu zupełnie się rozmył.

***
                    Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Otworzyłam zmęczone oczy i niechętnie popatrzyłam na wyświetlacz telefonu. Cyferki na nim wskazywały ósmą rano. Nakryłam głowę kołdrą i spróbowałam zasnąć, lecz po chwili zrezygnowana usiadłam na łóżku. Nałożyłam puchate kapcie i poczłapałam do łazienki.
Stanęłam przed umywalką i zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Patrzyła na mnie szesnastoletnia dziewczyna o długich, lekko falowanych włosach koloru gorzkiej czekolady. Bystre, lecz opuchnięte oczy miały odcień miedzi.
Odkręciłam kurek kranu w celu zmycia z siebie resztek snu, jednak ku mojemu zaskoczeniu nie wyleciała z niego ani kropla wody. Postukałam pięścią w rurkę pod spodem umywalki, lecz i to nic nie dało. Zdenerwowana z całej siły walnęłam ręką w kurek, który urwał się i z brzękiem spadł na podłogę. Strumień wody uderzył mnie prosto w twarz, więc zasłaniając się, szybko zakręciłam wodę. Kaszlałam i plułam przez parę sekund, aby pozbyć się płynu z ust i nosa.
Wytarłam się ręcznikiem i spojrzałam na podłogę.
Widniała na niej wielka kałuża, więc natychmiast chwyciłam mop stojący obok pralki i starłam plamę. Zdenerwowana poszłam do pokoju, rzucając przekleństwami. Chciałam przebrać się w coś suchego, więc wyciągnęłam z szafki szarą koszulkę z krótkim rękawem i bordowe spodenki.
Idąc z powrotem do łazienki zerknęłam przez okno i upewniłam się, że mama pojechała już do pracy i nie słyszała wulgaryzmów wydobywających się z moich ust. Ubrałam się szybko i pobiegłam coś zjeść, bo mój brzuch już wyraźnie się tego domagał.
Zalewając płatki zimnym mlekiem cały czas myślałam o zdarzeniu w łazience. Wiedziałam, że coś było nie tak.                
                    Korzystając z pięknej pogody, jaka panowała przez pierwsze dni wakacji, wybrałam się na spacer. Zabrałam ze sobą książkę i poszłam w swoje ulubione miejsce – nad pobliskie jeziorko. Rozłożyłam kocyk na piasku, oparłam się o drewniany płotek i wyciągnęłam nogi. „Może nareszcie choć trochę się opalę” – pomyślałam.
Z zaciekawieniem oglądałam dzieci kąpiące się przy brzegu pod opieką biegających za nimi rodziców i kilka psów goniących się po plaży. Słońce prażyło niemiłosiernie, więc zdecydowałam przenieść się w bardziej zacienione miejsce. Usiadłam na ławce i otworzyłam książkę.
Nagle znikąd pojawił się wiatr i wyrwał mi książkę z rąk. Pobiegłam, żeby ją podnieść. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że na otwartej przez podmuch stronie napisane jest tylko jedno zdanie: „Jedynym żywiołem, którego człowiek nie jest w stanie opanować, jest on sam”.



First.

Hej ;)
Jestem Sylwia i chciałabym poinformować Cię, że właśnie trafiłeś na mojego bloga!
Będę tu zamieszczać fragmenty mojego opowiadanie, które - mam nadzieję - się Wam spodoba. Myślę, że publikowanie tutaj będzie motywacją do dalszego tworzenia :)
Dlatego jeśli lubisz fantastyczne opowieści z dawką romantycznych i zabawnych sytuacji, zapraszam :)